Friday 9 October 2009

druga strona lustra

Glasgow Central, godzina 00:23 czasu lokalnego. Rozbieżność pomiędzy rozkładem jazdy autobusów a moim zegarkiem wskazuje na to, że ostatni bus, którym mogłam dojechać do punktu docelowego odjechał jakieś 10 minut temu. Czarność nocy w nieznanym mieście wzbudza lekki niepokój. Przezwyciężając bezradność wybieram w telefonie numer kolegi, którego mam tu odwiedzić. Rozkminiamy jak mam dotrzeć na miejsce: taksówka, inny autobus... co mam zrobić... W tym momencie właśnie nadjeżdża autobus. Krzyczę w słuchawkę: "Przyjechał! Wsiadam!" i się rozłączam.
"One single, please! How much is it?" pytam kierowcę. "Where are you going?" odpowiada mi pytaniem na pytanie. Teraz to już zgłupiałam. Zdaję sobie sprawę, że tak naprawdę nie wiem, gdzie jadę. Co za absurd! Lokuję więc walizkę (jadę z lotniska) tak, by nie przeszkadzała wsiadającym, mówię: "Wait a second, please" i ponownie wybieram numer mojego kolegi. Kierowca rusza, ale pozwala mi zostać w busie, choć jeszcze nie zapłaciłam. Chyba krzyczę do słuchawki: "Stary, gdzie ja jadę???". Powtarzam kierowcy głośno nazwę dzielnicy. On wydaje się nie słyszeć, bo uchyla lekko szybkę i mówi do mnie po polsku: "Hej! Słyszysz mnie?"...
Pan kierowca okazał się być bardzo pomocny i życzliwy. Nie dość, że nie kazał mi wysiąść, skoro nie wiem, gdzie jadę, to jeszcze sprzedał mi bilet całodniowy w cenie normalnego (bo przecież biedna zagubiona istotka, która nie wie gdzie jedzie mogłaby potrzebować złapać kolejny autobus), a potem zawołał mnie, gdy zbliżał się przystanek, na którym miałam wysiąść. I tak oto w czuleściach glasgowiańskiej nocy trafiłam do celu...

Nie mam zamiaru rozkminać, dlaczego ten kierowca mi pomógł. Czy to dlatego, że ogólnie jest miłym człowiekiem czy dlatego, że poczuł swego rodzaju solidarność z rodaczką. Historię tę (jak najbardziej autentyczną!) przywołuję dlatego, że jest kolejnym przykładem obalającym stereotyp, że polski emigrant drugiemu polskiemu emigrantowi wilkiem, że Polak Polakowi to tylko zaszkodzi. Bo przecież nieraz, zwłaszcza w Polsce, słyszy się, że jak wyjeżdżasz zagranicę to trzymaj się jak najdalej od Polaków i jak możesz to ich unikaj, bo tylko cię okradną czy wykorzystają twoją naiwność. Nie twierdzę, że różne zasłyszane niefajne historie to sto procent kłamstw, ale... Jest też druga strona lustra i to ją chcę widzieć.
Siedzi we mnie taka niepokorna, niepoprawna optymista, pełna wiary w człowieka i w ten świat i w ludzkość jako taką. I takie małe epizody, jak ten opisany powyżej, tą moją wiarę budują i wspierają jej fundamenty. I mogę dalej wieść swój uśmiechnięty emigracyjny żywot.
Tak zwani wierni patrioci zadają mi pewnie teraz pytanie, czy w związku z powyższym postrzegam Polskę jako szarość, gdzie brak pomocnych i życzliwych ludzi. No może to ci bardziej złośliwi i czepialscy tak mi by powiedzieli... Ale ja się do nich tylko uśmiechnę i powiem: Tak, w Polsce pociągi są wolne, brudne i obdrapane. Pani w kasie biletowej na dworcu oscentacyjnie sugeruje, że jestem komplentą ignorantką jeśli chodzi o taryfy PKP, przy tym krytycznie przygląda się mojej filcowej broszce przypiętej do płaszcza. No i w żadnym sklepie nie widziałam, żeby można było kupić hummus (może zbyt mało sklepów odwiedziłam). Ale... Ale i tak wiem, że kiedyś wrócę do Polski. Jeszcze nie teraz, ale kiedyś tak... To chyba z tęsknoty za białym serem i polskim pieczywem... A poza tym nic nie śmieszy mnie tak jak absurdy polskiej rzeczywistości!
Chyba mogę pokusić się o stwierdzenie, że emigracja pozwala nabrać mi dystansu do tego, co dzieje się w Polsce naszej i do tego jak tam teraz życie wygląda. Bo jak się już wyjechało na dłużej, a potem przyjeżdża się na chwilę to rzeczy banalne i niedostrzegalne dla obecnych w tej rzeczywistości polskiej na codzień zaczynają cię zdumiewać. To także jest taka druga strona lustra.

1 comment:

  1. DOKŁADNIE... Wyyjeżdzajac za granicę nabierasz dystansu.., Dopiero jak wracasz do Polski uderza Cię kontrast zjawisk... I pytanie, jak z ołowiu"Czemu JA, wyjezdzajac z jednej z dzielnic W-wy, powtarzam W-wy, jade prawie GODZINE, zeby dotrzec..do centrum! a kolezanka spoza W-wy dociera do centrum w 30 min..??!"...eh, ta 'urocza' 1 linia metra..:]

    ReplyDelete