Thursday 24 September 2009

rozkminki o odległościach

Są takie momenty, że czuję, że powinnam być w Polsce... Nie to, że ogólnie, że na zawsze czy na stałe czy jak, tylko w tym konkretnym momencie.
Może inaczej... nie chodzi mi o bycie w Polsce jako w moim ojczystym kraju. Chodzi o ludzi. W tym momencie konkretnie o rodzinę. Po prostu czasem są momenty, że lepiej by było jakbym była z nimi... I w takich właśnie chwilach czuje się tą dzielącą nas odległość jako ogromną, niemal nie do pokonania. Bo nie jest tak, że złapię pierwszy lepszy pociąg z Warszawy do mojego miasteczka i w parę godzin będę z nimi... Z drugiej strony, tak na dobrą sprawę z Edynburga do Gdańska czy Poznania podróż trwa o wiele krócej niż późniejsze dotelepanie się z któregokolwiek z tych miast do mojego rodzinnego miasta. W pewnym sensie to zabawne. I niesamowite zarazem.
No więc, jak to jest w końcu z tymi odległościami? Czasami naprawdę nie ma dla mnie różnicy czy jestem w Edynburgu czy w Warszawie - włączam Skype i rozmawiam z rodzicami. Jest dokładnie tak samo.
Ale w takich szczególnych, zwłaszcza smutnych momentach, takich, ze masz świadomość, że kogoś z bliskich już nigdy nie zobaczysz... Tak, wtedy czuję, że jestem daleko. To są takie chwile. Momenty. A jednak dają do myślenia. No i tak rodzą się kolejne rozkminki... I wtedy pytanie: "wracam czy zostaję?" powraca. I... znowu pozostaje bez odpowiedzi... Bo to chyba jest takie pytanie, które w takich momentach zadawane raczej skłania do jakichś refleksji i przemyśleń niż do konkretnych wizji i planów.

Thursday 17 September 2009

trudne pytania...

Na jak długo zostajesz? Jakie masz plany? Chcesz wrócić do Polski czy zostać? Można by mnożyć i mnożyć i zapisywać różne warainty tych pytań, a i tak będzie chodzić o to samo, o tą niewytłumaczalną możliwość okazania zdziwnienia, że tak wielu z nas emigrantów nie ma sprecyzowanych planów, a kwestia "wracam - zostaję" nie ma dla nas wymiaru zero jedynkowego. Bo to przecież takie niebywałe, że gotowi jesteśmy na taką otwartość co do wizji naszej przyszłości! Że nie mówimy: za 5 lat muszę mieć dom, samochód, żonę/ męża, dzieci, psa, lwa i któż raczy wiedzieć co jeszcze...
Pierwszy raz przyjechałam do Edynburga trzy lata temu. Bo nie mogłam siedzieć w miejscu. Bo wiedziałam, że świat nie kończy się z linią horyzontu i chciałam tego doświadczyć. Chciałam doświadczyć czegoś mi do tamtej pory nieznanego. Chciałam doświadczyć życia na emigracji... Tak, to jest chyba moja nie dość dobrze dopracowana i sprecyzowana odpowiedź na kolejne z serii trudnych pytań: dlaczego wyjechałaś z Polski?
Bo tak. I już.
Wyjechałam. To się liczy.
No ale wróciłaś przecież, powiedzą mi. Tak, to prawda, wróciłam. Były powroty i powroty. Bo już sama nie wiem, czy ja wracam do Polski czy ja wracam do Edynburga.
Ale teraz mieszkam tu, w Edynburgu. I znowu kolejne trudne pytanie: dlaczego zostałaś? Dla pieniędzy? Dla łatwego życia? Poznałaś kogoś? Czy co? I tu znowu nie odpowiem zero - jedynkowo, bo tak się nie da i całe szczęście, że się nie da. To ograniczałoby możliwości doświadczania.
Nie planowałam zostać w Edynburgu. To miały być kolejne wakacje. Jednak okazało się, że zostałam. I nie potrafię powiedzieć dlaczego. I nie uważam, żeby było w tym cokolwiek niewłaściwego.
Oczywiście nie przeczę, tu życie jest inne niż w Polsce. Forsy wystarcza na co potrzebuję. Pracując za płacę minimalną mogę pozwolić sobie na zagraniczne wakacje, częste chodzenie na shopping i różne inne fajne rzeczy. Tu w Szkocji nie ma srogiej zimy, a ludzie się do ciebie uśmiechają, nawet jeśli jest to niezbyt szczery (podobno powszechny tu) uśmiech. No ale jednak... Tu jest inaczej, wygodniej... Więcej tanich lotów przecież jest w Wysp niż z Polski, więc nic dziwnego, że ludzi stać na wypoczynek pod palmami, nawet jeśli na codzień tylko sprzedają kanapki.
....
Okazuje się, że pytanie czym różni się życie na Wyspach od życia w Polsce można doliczyć do kolejnych tak zwanych trudnych pytań. Albo pytanie o relacje Polaków z innymi Polakami. Swoją drogą temat rzeka zalewający polskie media. Podobnie jak opinie Brytyjczyków o Polakach, ciężko pracujących, niby wykształconych, wyizolowanych, ledwo dukających po angielsku alkoholikach i looserach... Inna sprawa, że my Polacy uwielbiamy tworzyć swój autoporteret w taki sposób, że to niby inni go malują, że niby nie jest auto...
I jak ja mam się do tego wszystkiego ustosunkować? Prawda co prasa polska o emigrantach polskich na Wyspach pisze czy nieprawda? I znowu zero - jeden. I znowu nie odpowiem. I znowu powiem: to trudne pytanie.

Mogłabym mnożyć te trudne pytanie, ale chyba już na to niepora... Trzeba zażyć odrobinę snu, bo jutro kolejny dzień szarego (czy napewno szarego?) życia emigrantki...

Let's get it start!

Najtrudniejsze są zawsze początki... I to nie ważne czego: emigracji, pisania o emigracji, o sobie, o ludziach, jakich spotykam... Później jednak następuje moment przełamania i przejścia od stanu nowości do porządku dziennego. I tak oto coś niezwykłego i niemal niemożliwego staje się normą, codziennością, czymś co wydaje się tak naturalne i oczywiste, że niemal konieczne i odwieczne w moim życiu... A jedank był jakiś początek...
Wszystkiemu winna jest moja ciekawość świata i chęć poznawania. I że ciągle mi mało, i ciągle chcę jeszcze i więcej i szerzej i dokładniej... Poznać. Odkryć. Zobaczyć. Zrozumieć choć po części. Nie dla mnie zamknięcie się w ciepłym kącie przy kominku! Dlatego pewnego dnia wrzuciałam to, co wydało mi się niezbędne w plecak i ruszyłam w świat. (Potem plecak zamieniłam na walizkę na kółkach, bo zrobiłam się wygodna, ale mniejsza o to.) No i jakoś tak to się zaczęło, że już nie umiem przestać i że mam opinię takiej, co nie może usiedzieć w miejscu.
Dziś jestem w Edynburgu i tu jest mój dom. Tak, tu na emigracji, tu jest przystanek mojej tułaczki... Ale to coś więcej niż przystanek. To miejsce ma dziwną niewytłumaczalną magię, która przyciąga niczym magnez. I nie potrafię powiedzieć dlaczego właśnie Edynburg. Może to jest jedna z tych rzeczy, których nie da się po prostu wytłumaczyć na zasadzie logicznego "jeżeli a to b..."? I może nawet nie chcę tego tłumaczyć.
Wczoraj byłyskały światła lotniska w Madrycie i mój samolot wzbijał się, by wrócić do domu. Bo teraz tu jest mój dom.

Emigracja... to słowo wywułuje różne uczucia... I różnie jej doświadczają tacy jak ja, tułacze, wygnańcy z wyboru przemierzający kraje lub też mieszkający z dala od "domu"... tworzący Dom z dala od domu...
Moja emigracja to mój wybór, moje doświadczenie, moje przeżycia... I o tym chcę tu pisać: co widzę, słyszę, obserwuję, doświadczam.