Thursday 17 September 2009

Let's get it start!

Najtrudniejsze są zawsze początki... I to nie ważne czego: emigracji, pisania o emigracji, o sobie, o ludziach, jakich spotykam... Później jednak następuje moment przełamania i przejścia od stanu nowości do porządku dziennego. I tak oto coś niezwykłego i niemal niemożliwego staje się normą, codziennością, czymś co wydaje się tak naturalne i oczywiste, że niemal konieczne i odwieczne w moim życiu... A jedank był jakiś początek...
Wszystkiemu winna jest moja ciekawość świata i chęć poznawania. I że ciągle mi mało, i ciągle chcę jeszcze i więcej i szerzej i dokładniej... Poznać. Odkryć. Zobaczyć. Zrozumieć choć po części. Nie dla mnie zamknięcie się w ciepłym kącie przy kominku! Dlatego pewnego dnia wrzuciałam to, co wydało mi się niezbędne w plecak i ruszyłam w świat. (Potem plecak zamieniłam na walizkę na kółkach, bo zrobiłam się wygodna, ale mniejsza o to.) No i jakoś tak to się zaczęło, że już nie umiem przestać i że mam opinię takiej, co nie może usiedzieć w miejscu.
Dziś jestem w Edynburgu i tu jest mój dom. Tak, tu na emigracji, tu jest przystanek mojej tułaczki... Ale to coś więcej niż przystanek. To miejsce ma dziwną niewytłumaczalną magię, która przyciąga niczym magnez. I nie potrafię powiedzieć dlaczego właśnie Edynburg. Może to jest jedna z tych rzeczy, których nie da się po prostu wytłumaczyć na zasadzie logicznego "jeżeli a to b..."? I może nawet nie chcę tego tłumaczyć.
Wczoraj byłyskały światła lotniska w Madrycie i mój samolot wzbijał się, by wrócić do domu. Bo teraz tu jest mój dom.

Emigracja... to słowo wywułuje różne uczucia... I różnie jej doświadczają tacy jak ja, tułacze, wygnańcy z wyboru przemierzający kraje lub też mieszkający z dala od "domu"... tworzący Dom z dala od domu...
Moja emigracja to mój wybór, moje doświadczenie, moje przeżycia... I o tym chcę tu pisać: co widzę, słyszę, obserwuję, doświadczam.

No comments:

Post a Comment